Orbis_eng_CMYK

Wywiad z Justyną Frąckiewicz

czytaj artykuł

Na dzień dobry powiedziałaś, że czujesz się w tym hotelu jak w domu.

Justyna Frąckiewicz: Tak. Jestem tu już któryś raz, uczestniczyłam w pracach nad powstaniem tego hotelu, czuję się tu dobrze.

To sukces, kiedy artysta patrząc na to, co wykonał, czuje się super.

Justyna Frąckiewicz: To pierwsze zawodowe doświadczenie, kiedy moje grafiki są wykonane na wielkim formacie czyli na ścianach poszczególnych pokoi i pomieszczeń w hotelu ibis Styles Warszawa Centrum. Duża w tym zasługa Ideamo, że potrafili odtworzyć moje prace w wielkoformatowym rzucie. Całość jako koncept wyszła spójnie. Czuję, że ten hotel różni się od innych. Udało się uchwycić w nim lokalnego ducha. Jest kontynuacją historii, która jest dokoła niego. Nie dajemy pustej przestrzeni gościom, ale dajemy im poczuć lokalny klimat.

Jak zaczęła się ta współpraca? Nad wystrojem hotelu pracowały trzy strony artystyczne – architekt Ian Hamilton, pracownia Tremend i Ty – graficzka, ilustratorka.

Justyna Frąckiewicz: Ian był odpowiedzialny za całość, za paletę kolorów. Ja wypełniałam przestrzenie ścienne, które były zbyt białe. Kolory pastelowe, które wybrał Ian, bardzo poczułam i zastosowałam je w swoich pracach. Jak się zaczęło? Dostałam maila od Orbisu. Przeczytałam było wow. Usiadłam i chciałam chwilę pobyć z tą propozycją. Stresowałam się, czy dam radę, bo to duży projekt, ale patrząc na efekt końcowy, jestem zadowolona.

Mieliście dużą swobodę artystyczną?

Justyna Frąckiewicz: Zdecydowanie tak. Mieliśmy ramowe wytyczne – motyw Wisły i to, że hotel jest otwarty na lokalsów, to musiało być zawarte w DNA jego przestrzeni. Nawiązałam więc w swoich pracach do szkółki wioślarskiej i do klimatu życia nad Wisłą, które przecież w stolicy kwitnie. Hotel miał być przedłużeniem tego celebrowania czasu nad Wisłą. I myślę, że to się udało.

Wisła łączy.

Justyna Frąckiewicz: Zawsze jak uderzam na Powiśle, jadę konkretną trasą, mijając szkółkę wioślarską. W lecie o godzinie 7-8 rano widziałam, jak ludzie wchodzą z kajakami do Wisły, zaczynając swój trening, a pan z łodzi, który był przed kajakami, napędzał ich przez megafon, krzycząc: szybciej, szybciej! Uznałam, że ta szkółka to świetny – bardzo lokalny motyw, który powinien znaleźć się na muralach ibis Styles. Sporo jest postaci na moich muralach, bo to one odgrywają kluczową rolę. Rzeczy to tylko rzeczy. W życiu chodzi o ludzi i o to, co mają w środku i do tego chciałam nawiązać.

Ilustrujesz, fotografujesz, rysujesz. Tworzysz w twórczym bałaganie i z kubkiem kakao na biurku. Jakie jeszcze masz rytuały, bez których nie siadasz do pracy?

Justyna Frąckiewicz: Kawa i śniadanie bez tego nie ruszę. Mimo że pracuję w domu, to zachowuję się tak, jakbym pracowała gdzieś na zewnątrz. Biorę prysznic, ubieram się i szykuję tak, jakbym miała iść do pracowni czy biura. Nie potrafię pracować w piżamie. Wkładam czapkę, swoje okulary i dopiero siadam przy biurku. Kolejny rytuał: po dwóch, trzech godzinach pracy oczyszczam głowę i zajmuję się prozaicznymi rzeczami. Idę na pocztę czy po bułki do spożywczego. Wracam i znowu zaczynam pracę. Mimo że zdarza mi się pracować do 22.00, to w ciągu dnia kilkukrotnie łamię swoją robotę właśnie dla higieny umysłu i tego, żeby nie czuć się zmęczoną.

1-1547635530.jpg
2-1547635530.jpg
3-1547635530.jpg
4-1547635530.jpg

 

Praca twórcza to też inspiracje, karmienie wyobraźni wystawą w galerii sztuki, serialem, filmem czy książką.

Justyna Frąckiewicz: Tak, i ja taki czas miałam właśnie w okresie świątecznym. Po intensywnym okresie pracy przyszedł czas odpoczynku i inspiracji. Netflix towarzyszył mi każdego dnia.

Co oglądałaś na tym Netflixie?

Justyna Frąckiewicz: Black Mirror. Część mojej pracy związana jest z tworzeniem plakatów filmowych i serialowych. Robiłam jeden dla Netflixa do filmu Okja. Są takie produkcje, które mnie nakręcają. Potrzebuję raz na jakiś czas odciąć się od pracy twórczej na kilka dni. Sięgnąć po nową myśl. Po to, żeby wrócić i stworzyć coś nowego, coś świeżego.

Twoje prace na ścianach hotelu to w pewnym sensie bezterminowa wystawa kawałka Twojej twórczości.

Justyna Frąckiewicz: Tak, to jest ponadczasowe. Nie muszę zdejmować ram i szukać nowych, albo szukać nowego miejsca na te prace. One „tu wiszą” i mam nadzieję, że tak zostanie jak najdłużej.

Cały hotel jest osadzony w trendzie eko. Trendzie, który jest mocno obecny także w sztuce. Jak on się przejawia w Twojej twórczości?

Justyna Frąckiewicz: W obecnych czasach jest nadmiar wszystkiego. Fotografii, tekstu, filmu. To jest przemiał. Często nic wartościowego. Świetnie jest stworzyć coś ponadczasowego. Ja staram się ograniczać liczbę rzeczy, którymi się otaczam. Nie kupuję w sieciówkach, od czasu do czasu odwiedzę second hand, żeby kupić coś, co miało kiedyś swojego właściciela. Cieszę się z czegoś, co nie kosztuje wiele, a mogę nadać temu nowe życie. Staram się też nie kupować czegoś, czego nie potrzebuję. W przypadku małych zakupów – np. wody – kupuję w szkle, nie w plastiku. Cieszę się, gdy moi znajomi adoptują psy ze schroniska, które nie są rasowe, a potrzebują domu, opieki. To są metody małych kroczków, dzięki którym można zmieniać świat.

A gdyby to nie był hotel, tylko np. szpital, ale tak samo zaprojektowany, czy Twoje murale wyglądałyby tak samo?

Justyna Frąckiewicz: Wydaje mi się, że nie. One były personalizowane. Musiałabym spędzić trochę czasu w takim miejscu, poczuć, kto jest jego odbiorcą. Ja jestem od tego, żeby danej osobie dobrze się tu żyło, niezależnie od tego, jaka to jest przestrzeń.

To gościom tego hotelu co chciałaś przekazać swoimi muralami? Jakie emocje, skojarzenia konkretnie wywołać?

Justyna Frąckiewicz: Po pierwsze, że mogą się czuć jak u siebie. I trochę jak w domu. Myślę też, że te przestrzenie mogą napędzać do działania, sprzyjać kreatywności. To mało hotelowa przestrzeń – w takim rozumieniu, do jakiego przywykliśmy. Najczęściej w hotelach aż kusi, żeby pewne przestrzenie pomalować, ożywić. Mam nadzieję, że gościom hotelowym te murale umilają spędzony tu czas, a może nawet nie chcą oni wychodzić poza hotel?

W czym się specjalizujesz, jeśli chodzi o twórczość?

Justyna Frąckiewicz: Kocham papier. I pomimo że myślałam o animacji, to jednak staram się być w jednym najlepsza w myśl tego, co powiedziała mi mama – jak robisz wiele rzeczy, to w niczym nie jesteś świetna. Coś za coś. Ja chcę się trzymać ilustracji. Trochę fotografuję, ale to jest moje i do szuflady.

Są ściany w mieście, które byś bardzo chciała pomalować?

Justyna Frąckiewicz: O tak! Na Ząbkowskiej jest świetna przestrzeń, którą chętnie bym przytuliła. Zresztą mam pewną propozycję już w tym kierunku i serce mi rośnie na samą myśl.

 

 

Udostępnij post: